Pomysł nagrywania albumu muzycznego poza miastem, w domu na peryferiach swtorzył nam możliwość separacji od czynników, które mogłyby nas dekoncentrować. Farma mojego wujka nadawała się do tego idealnie. Cisza, spokój i leśny krajobraz. Planując tygodniowy pobyt w tym miejscu musieliśmy zadbać o różne kwestie takie jak np. jedzenie.
Mieliśmy szczęście do jedzenia na wynos
Proces nagrywania muzyki jest niezwykle absorbujący organizm. Muzyk koncentrujący się na pracy traci poczucie czasu i często odnosi się wrażenie, że dzień jest bardzo krótki. Dlatego tak ważne jest otoczenie, w którym się pracuje. Przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatnio doświadczyłem braku widoku przejeżdżającego samochodu przez kilka dni. Taki rodzaj izolacji wpłynął bardzo dobrze, na efekty pracy. Po trzech dniach mieliśmy nagraną już połowę materiału. Duża w tym zasługa firmy cateringowej, która zapewniła nam wyżywienie w tym okresie. Jedzenie na dowóz jelenia góra było wyborne. Szczególnie lasagna przypadła wszystkim do gustu i zamawialiśmy już przynajmniej cztery razy. Należy zauważyć, że kilkudziesięciokilometrowy dystans nie przeszkodził dostawcy w dostarczeniu ciepłego jedzenia. Trzeba przyznać, że pod tym względem mieliśmy dużo farta. Wpatrzeni wyłącznie w muzyczne aspekty, nie zadbaliśmy z odpowiednim wyprzedzeniem o to, co będziemy jeść. Firma cateringowa, polecona nam przez lokalną społeczność okazała się w pełni profesjonalna w swej dziedzinie. W dodaktu dostarczano nam metalowe sztućce, co jest rzadkością.
Menu było dość rozbudowane, lecz przejżyste, a ceny były relatywnie niskie. Przede wszystkim jakość jedzenia i smak były na najwyższym poziomie. Po solidnym posiłku praca do późnych, nocnych godzin nie była uciążliwa. Cały tydzień był bardzo obfity w pomysły. Album udało się ukończyć z wielkim powodzeniem.