Stare, mądre przysłowie mówi: lepiej zapobiegać, niż leczyć. Pytanie tyko, ilu ludzi korzysta z tej pięknej mądrości życiowej? Sądzę, że wielu, ale nie wiem jaka jest prawda obiektywna. Wolę jednak wierzyć w wersję optymistyczną. Sama kiedyś nie zapobiegłam i miałam z tego powodu duży stres.
Nie ma co zwlekać z deratyzacją
A dokładniej: chodziło o szczury. Gdy zbliżała się zima, regularnie z pól do piwnic naszego bloku przychodziły przezimować szczury. Było je słychać, wszyscy wiedzieli, że są, zostawialiśmy trutki i na tym sprawa się kończyła. Jednak poprzedniego roku sytuacja stał się groźna. Zobaczyłam szczura koło windy, ale w ciągu dnia. Gdzieś słyszałam, że gryzonie wychodzą na żer w nocy, więc gdy pojawiają się jak jest jasno znaczy, że jest ich naprawdę dużo. Czułam, że deratyzacja będzie konieczna. Pogadałam z sąsiadem, który jednak wyśmiał moje obawy. Powiedział, że deratyzacją, to może on się zająć – od wielu lat zajmuje się gryzoniami z piwnicy i działki. Następnego dnia miał działać. Widziałam, że rozstawił jakieś pułapki, rozsypał jakąś truciznę, a tydzień później ktoś widział już dwa szczury na klatce. Postanowiłam nie czekać dłużej. Deratyzacja Łódź – tego teraz szukałam. Znalazłam trzy firmy i spotkałam się z sąsiadami, by ustalić, do której mam zadzwonić. Deratyzacja ma być przede wszystkim skuteczna. W Łodzi jest kilka firm, którą się zajmują tą dziedziną – trzeba było wybrać jedną. Kilka godzin później, był już u nas specjalista i w samą porę. Deratyzacja musiała być natychmiastowa, bo urodziły się młode.
To najgorsza sytuacja jaka może być – gdy populacja szkodników się powiększa. Teraz miały chyba wyjątkowo dogodne warunki, bo było długo ciepło. Nikt nie chce ryzykować choroby, gdy grozi niebezpieczeństwo. Na szczęście podjęliśmy (słuszne) kroki i od tamtej pory mamy święty spokój z tym problemem w naszych piwnicach.